Życie chorej na białaczkę 5-letniej Wiktorii uratował przeprowadzony w Bydgoszczy przeszczep krwi pępowinowej jej nowo narodzonej siostry. Szpital Uniwersytecki jest jednym z pionierów takich zabiegów w Polsce
Chorującej na białaczkę pięcioletniej Wiktorii z Torunia na gwałt potrzebny był przeszczep. Musiała być bowiem błyskawicznie leczona z powodu bardzo szybkiego wznowienia choroby. Lekarze i dziecko mieli szczęście w nieszczęściu.
– Gdy Wiktoria powtórnie zaczęła chorować, okazało się, że jej mama jest w ciąży. Poradziliśmy rodzicom, żeby zdecydowali się na pobranie i zmagazynowanie krwi nowo narodzonego dziecka. Chcieliśmy jej użyć do przeszczepu. Nie mogliśmy pobrać samego szpiku od siostry naszej pacjentki, bo była zbyt mała. A z operacją też nie mogliśmy zwlekać – tłumaczy dr Jan Styczyński z Katedry i Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii z Oddziałem Przeszczepiania Szpiku Kostnego dla Dzieci Szpitala Uniwersyteckiego.
Jedyną szansą stało się pobranie i zmagazynowanie krwi pępowinowej malutkiej siostry Wiktorii. Rodzice zdecydowali się na to i przechowali krew w specjalnym komercyjnym banku komórek macierzystych w Warszawie.
Pod koniec stycznia w Szpitalu Uniwersyteckim odbyła się operacja Wiktorii. Przeszczep zakończył się pomyślnie, chociaż siostry miały inne grupy krwi. Jak to możliwe? – Biorca ma w takim przypadku zawsze grupę krwi dawcy. Dzieje się tak dlatego, że po przeszczepie dochodzi do „wymiany” wszystkich leukocytów, erytrocytów i płytek krwi – wyjaśnia dr Styczyński.
Po operacji nastąpiły długie dni oczekiwania – czy się udało?
– Dziś można mówić o sukcesie, ponieważ leukocyty u Wiktorii zaczęły się odnawiać już 19 dni po przeszczepie, a płytki krwi po miesiącu. Na obecną chwilę pięciolatka czuje się dobrze – mówi dr Styczyński.
Takie zabiegi jak w Bydgoszczy są przeprowadzane rzadko. Pierwszy przeszczep z użyciem tylko krwi pępowinowej przeprowadzono osiem lat temu w Poznaniu. Wcześniej zaledwie kilka podobnych operacji wykonano w Polsce, ale wtedy łączono przeszczep krwi ze szpikiem kostnym.
Dlaczego tak mało jest tego typu zabiegów, skoro przynoszą dobre efekty? – pytamy ich polskiego pioniera prof. Wiesława Jędrzejczaka, kierownika Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego
– Podobnie jak w przypadku transplantologii, także tutaj nastąpiło załamanie. Stało się to wtedy, gdy zostałem oskarżony o eksperyment medyczny, polegający na przeszczepieniu dorosłemu pacjentowi dwóch różnych jednostek krwi pępowinowej. Chory zmarł, a sprawą do tej pory zajmuje się prokuratura. Póki to się nie zakończy, ta terapia będzie na cenzurowanym i niewielu lekarzy zdecyduje się na jej przeprowadzenie, Chyba tylko w tak sporadycznych przypadkach, gdy chodzi o małe dziecko i wystarczy mu przeszczepić jedną jednostkę krwi – twierdzi prof. Jędrzejczak, kierownik Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Na świecie ten sposób leczenia jest uznany i praktykowany. W ubiegłym roku w Europie wykonano 450 takich zabiegów. – U nas takiej możliwości nie ma z jeszcze jednego powodu: brak pieniędzy – dodaje prof. Jędrzejczak.
W Polsce są dwa rodzaje banków komórek – publiczne, gdzie za magazynowanie krwi rodzice nic nie płacą, ale muszą się liczyć z tym, że może być ona wykorzystana przez innego biorcę, oraz komercyjne, w którym płaci się za pobranie i przechowanie, jednak wówczas tylko rodzice mają prawo do dysponowania nią. Krew dla Wiktorii była magazynowana właśnie w banku komercyjnym. Taka usługa sporo kosztuje, ponad 2 tys. zł głównej opłaty i jeszcze kilkaset za jeden rok przechowywania.
– Ministerstwo Zdrowia nie daje pieniędzy na magazynowanie krwi w bankach publicznych, więc lekarze nie mają skąd jej brać. Stąd mała ilość tego typu operacji – kończy Jędrzejczak.
Źródło: Gazeta Wyborcza – Bydgoszcz